Stało się, dopadło i mnie...
choróbsko.
I to właśnie z tego powodu, a nie z zachwytu...
zaniemówiłam.
Jeszcze wczoraj nie chciałam się poddać
i próbowałam prowadzić lekcje... na migi;)
Ciężko było dotrzeć do rozgadanej gawiedzi.
Mogłam wprawdzie skorzystać z propozycji Zatroskanych...
Rób sprawdziany i kartkówki.
No jest to jakiś pomysł, ale na krótką metę
i nie koniecznie wróżący dobre skutki.
Takie znienackowe sprawdzanie stanu wiedzy uczniowskiej
to dopiero może spowodować zaniemówienie...
ze zgrozy;)
No i jeszcze stosy tych sprawdzianów ktoś sprawdzić musi.
A ja ostatnio i tak nie wyrabiałam się na zakrętach.
Poszłam więc po rozum do głowy (czyt. do lekarza)
i siedzę sobie w domowym ciepełku i kuruję gardełko.
I wszyscy zadowoleni...
domownicy
bo w domu cisza, nikt nie dudra za uszami ;)
bo ciepły obiadek na stole:)))
uczniowie
bo uniknęli znienackowych sprawdzianów;)
a zapowiedziane się odwleką w czasie:)
A mi jak dobrze...
takie dodatkowe dwa dni oddechu bardzo się przydadzą.
Popijam sobie gorącą herbatkę w przemiłym towarzystwie
kociej rodzinki.
Oto troskliwy tata,
kochająca mama,
i psotna córeczka
A tu cała sympatyczna rodzinka w komplecie.
Na pogaduszki zaglądnęła jeszcze
słodka Misia.
To zmykam się kurować.
Stukot maszyny bardzo kojąco wpływa na gardełko;)